Dziś od rana nie sposób było przeoczyć tłumów przed wrocławskimi kościołami. W końcu trwa sezon komunijny. Niestety dziś oprócz zwykłych rekwizytów, czyli książeczek do nabożeństwa i świec ze chrztu, nieodzowny był parasol.
- Chcieliśmy przejść się do kościoła, ale niestety w końcu wybraliśmy samochód – powiedział pan Adam, którego ośmioletnia Marzena wystrojona jest w albę. - Czeka nas jeszcze biały tydzień i nie chcemy, żeby już pierwszego dnia strój z białego przeistoczył się w szaro – błotnisty.
- Olek, tylko nie w kałuże – za nami słychać nawoływania zrozpaczonej mamy, której syn najwyraźniej nie odpuszcza żadnemu chodnikowemu akwenowi. - Zobacz już masz mokre nogawki. Jak Ty będziesz wyglądał.
- Żałuję, że pada – wracamy do rozmowy z Marzeną i jej tatą. - Ale dzięki temu mogłam założyć i sweterek i bolerko. W domu przebiorę się w sukienkę białą z diamencikami. W niej wyglądam jak księżniczka.
Zapytani o niedzielę komunijną, przedstawiają swój plan dnia. Pobudka o 6 rano. O godz. 7.00 przyjechała do nich fryzjerka. Potem krzątanina, bo w domu nocowało ponad 20 osób – rodzice chrzestni, dziadkowie i rodzina spoza Wrocławia.
- Gdy wyjeżdżaliśmy spod domu byłem tak zdenerwowany, że wjechałem w zderzak auta matki chrzestnej. Trochę krzyku było – opowiada pan Adam. - Po kościele jedziemy do restauracji i tam mamy zarezerwowany czas do godz. 17.00. Menu składa się z obiadu i deseru. Po godzinie podany zostanie tort i zimne przekąski. Pewnie w przerwie pójdziemy porobić zdjęcia.
Co z prezentami?
Jeszcze kilka lat temu rower był najbardziej wystawnym komunijnym prezentem. Teraz tak już nie jest. - Julia dostanie matę do tańczenia, Karolina dotykowy telefon – wymienia Marzena. - Moi rodzice prosili gości, by zamiast prezentów przynieśli pieniądze. Za nie kupią mi komputer taki super, bo mój brat dostał laptopa i mi go nie daje.